Roland
Garros to turniej, który w tym roku wypadł najlepiej dla Sharapovej z Wielkiego
Szlema. Dlatego warto powspominać sobie te dni: 09.06.2012 i 08.06.2013.
Od 2012 do 2013 Roland
Garros
Roland
Garros to zdecydowanie mój ulubiony turniej wielkoszlemowy. Rok w rok zwycięzcy
mnie zaskakują, szczególnie w tenisie kobiecym. Na tych kortach siła nie
wystarczy. Trzeba wykazać się sprytem i techniką, a to już nie każdy potrafi. W
tym roku tak jak rok temu w finale zagra Maria Sharapova. Jedyną rzeczą która
się zmieni to przeciwnik po drugiej stronie siatki- Serena Williams. Nie będę
mówić o ich statystykach, bo to nie ma sensu. Każdy z fanów Sharapovej, czy
Williams je bardzo dobrze zna. To naprawdę rzadko zdarza się w tenisie
kobiecym, żeby jedna i ta sama zawodniczka grała drugi rok z rzędu w finale
tego turnieju. To mecz, w którym
wszyscy, oprócz 10 milionów fanów Sharapovej postawią na Williams, tak jak
stawiali na Azarenkę w półfinale. To
może być naprawdę dobry mecz, jeżeli Sharapova zacznie grać bardzo dobry tenis
od samego początku. Na pewno nie będzie łatwo mając za rywalkę Williams, ale
przecież nikt nie obiecywał, że tak będzie. W końcu to finał Wielkiego
Szlema. Finały takich imprez rządzą się
innymi prawami. Trzeba wyjść na kort i zapomnieć o wszystkich wcześniejszych
spotkaniach. To będzie dopiero drugi finał w karierze, w turnieju
wielkoszlemowym, gdzie Williams i Sharapova staną po przeciwnych stronach.
Pierwszym takim finałem był Wimbledon 2004. To pamiętny mecz dla kibiców Marii.
To wtedy właśnie odniosła swoje pierwsze zwycięstwo nad Williams, to wtedy
właśnie wygrała swój pierwszy wielkoszlemowy turniej. Uważam, że wszyscy fani Sharapovej będą
pamiętać ten mecz. To argument, którym będę bronić się przed innymi
stawiającymi nad Williams. Musimy
pamiętać, że nie wolno tracić z oczu tego, czego się pragnie, nawet kiedy
przychodzą chwilę, gdy wydaje się, że świat i inni są silniejsi. Sekret tkwi w
tym by się nie poddać. I tego się
trzymajmy. W takich momentach nic się nie liczy. Nie liczy się to, ile razy
która z którą wygrała, jakie były wyniki tych meczy. Liczy się tylko tu i
teraz. Sharapova bardzo często powtarzała, że w takich momentach liczy się
tylko przeciwnik stojący po drugiej stronie siatki i piłka. Cała publiczność
ginie. Wydaje się, jakby jej nie było. Stoisz na korcie i mierzysz się nie
tylko z przeciwnikiem, ale też i z własnymi przeciwnościami losu. Bo los nie
zawsze bywa sprawiedliwy. Najważniejsze w takich momentach to wiedzieć, że nie
wolno się poddać. Niezależnie od tego, jaki jest wynik. Sharapova już nie raz
udowodniła, że można przegrywać bardzo wysoko, ale wstać z podniesioną głową i
odwrócić wszystko na swoją korzyść. W tenisie tak jak w życiu, w jednym
momencie może być tak a dosłownie chwilę później inaczej. Finał Roland Garros
to niesamowite przeżycie. Z każdego meczu, wygranego, czy przegranego można się
czegoś nauczyć. My musimy wierzyć, że nic nie dzieje się bez powodu, bo taka
jest prawda. Wszystko dzieje się po coś. A dzięki temu my wszyscy jesteśmy
dzisiaj, tutaj, w tym miejscu. Siedząc przed telewizorami i oglądając Sharapovą
po raz ósmy w finale turnieju Wielkoszlemowego.